Haloween

Ciemno wszędzie, cisza wszędzie
Upiornie się aż zrobiło
Krążą myśli jak to będzie
I co ciszę tę sprawiło

Efektownie błyszczą światła
Refleksy mrugają z dali
Ewidentnie o to zadbał
Ktoś, kto chce byśmy się bali

Ale cóż to? Wielkie oczy
Lekko jakoś wykrzywione
Błyszczą pośród ciemnej nocy
Obok zęby wyszczerzone

Pisk się rozległ niesłychany
Szybko wszyscy uciekają
I to nie jest nikt przebrany
Któż by świecił? Go nie znają

Uśmiech mroczny niczym z piekieł
Strasznym zwieńczony grymasem
Nie ma rzęs, nie ma powieki
Ale mruga za to czasem

Hej, odważnych nam brakuje
Aby podszedł ktoś do niego
Lub się zmierzył z nim, bo czuję
Obejść trudno się bez tego

Wtem ta cała groza znikła
Ewidentnie blask straciła
Efekt zniknął, dynia zwykła
Nagle świeczka się skończyła


Wiewiórki

Znowu żółkną liście i dni trochę krótsze
A wraz z nimi coraz chłodniejsze wieczory
Póki jeszcze lato, czas myśleć o jutrze
Aby smaczny zapas był w tym roku spory

Skakały wiewiórki pomiędzy drzewami
Obok spacerował tłum wcale niemały
Rzucał ktoś za nimi nieraz uwagami
Zupełnie się jednak tym nie przejmowały

Ewidentnie bowiem nie o to chodziło
Chyba nie myśleli, że pójdzie tak gładko
Hardo sprawę kiedyś dawno postawiły
Orzechy potrzebne, a tu o nie łatwo

Wystarczy pobiegać przy ludziach czasami
Niby uciekając, ale pod kontrolą
A nie trzeba szukać: przyniosą je sami
Tak się wykorzystać z łatwością pozwolą

Efekty najlepsze u tych z aparatem
Czy chociaż z komórką – teraz ich przybyło
Hałas spory robią, trzeba sprawić zatem
Ładne zamieszanie, aby im ubyło

Orzechów, co noszą do zdjęcia w kieszeni
Dając po kawałku, ciągle wydzielając
Niby mają dużo, a jakby woleli
Ileś zaoszczędzić, tak mało rzucając

Ewidentnie jednak są na to metody
Jak zdjęcie nie wyjdzie, do skutku próbują
Sposób jest więc prosty i wcale nie nowy
Zniknąć nim udanie cię sfotografują

Efekty mieć muszą, bo wtedy wracają
Dlatego czasami warto też pozować
No ale to tylko gdy coś w garści mają
I można te skarby dostać i przechować


Autobus

Mknie przez miasto tylko sobie znaną trasą
Inne pojazdy omija buspasami
Emocji dostarcza, cóż dla niego znaczą
Jakieś kartki z nudnawymi rozkładami

Skoro i tak kiedy chce, to się pojawia
Krążąc wcześniej po zaułkach zapomnianych
Ile niespodzianek wszystkim czasem sprawia
Ale mnóstwo przez to w mieście miejsc poznanych

Ulice jego królestwem, drugim domem
Trasy poplątane niczym serpentyny
On nie przejmie nigdy się miasta ogromem
Bo jaki by nie był, dalej nim jeździmy

Ucieka czasami, gdy ma już dość ludzi
Staje na przystanku na mniej niż sekundę
Jak ktoś chce go gonić, to czasem go łudzi
Energicznie rusza. Nie zdążyłeś? Trudno

Dzienne trasy są tej magii pozbawione
Znasz jedynie takie? Nie wiesz więc, co tracisz
Ich przebiegi schematami przesądzone
Ewidentnie nudne, gdy wiesz dokąd trafisz

Przydarzy się czasem też jakaś rozmowa
Raz abstrakcji pełna, raz ktoś ci opowie
Ze szczegółów masą, czy ci się podoba
Epos swego życia, wszystkiego się dowiesz

Zobacz więc ulice z innej perspektywy
Noc jest pełna magii gdy chcesz ją zobaczyć
Oczy tylko otwórz, ujrzysz świat prawdziwy
Ciemną noc przesypiasz? Nie wiesz więc, co tracisz


Warszawski dzień

Tylko tu w Warszawie, kiedy noc nad ranem
Odchodzi by miejsca swojego ustąpić
To nim się na dobre rozgości poranek
A w miasto znów znany duch pośpiechu wstąpi

Król Zygmunt tak czujnie spogląda z wysoka
Plac Zamkowy cicho spokojnie drzemiący
Ogląda, bo nie chce spuścić nawet z oka
Warszawskich kamienic dokoła stojących

Idą już przechodnie grupami powoli
Tak racząc się miasta uroczym klimatem
Albowiem gdy tylko czas na to pozwoli
Przejdą w stronę centrum pięknym Nowym Światem

I podziwiać będą te miejskie ulice
Efektowną nowość z domieszką historii
Krążąc ulicami, tam gdzie kamienice
Nie dadzą zapomnieć o swej dawnej glorii

Idealnej nigdy tutaj nie ma ciszy
Ewidentnie bowiem stało się zwyczajem
Nie patrząc czy ktoś to widzi lub czy słyszy
Autobus się ściga ulicą z tramwajem

Suną więc pojazdy, raz stary, raz nowy
Wiecznie uciekają, złapać jest je miło
A przecież to wiemy, życiem tramwajowym
Raczy żyć stolica – nic się nie zmieniło

Szum ulicy cichnie w licznych miejskich parkach
Zielone Łazienki, Saski, Skaryszewski
A w nich każda chwila jest spędzenia warta
Wśród licznej zieleni pod niebem niebieskim

Swój ma urok miasto, nie da się zaprzeczyć
Kryje w sobie piękne zaułki wszelakie
Idąc ulicami nie ma się co spieszyć
Dokładnie więc patrzmy, raczmy się tym smakiem

Znane kąty mogą kryć też coś nowego
I jedynie spojrzeć trzeba dookoła
Ewidentnie każdy znajdzie coś swojego
Nasze piękne miasto pokochać tu zdoła


Wiosna

Wreszcie cieplej się zrobiło
Koniec mrozów, śniegu, chłodu
Okropnie się to dłużyło
Nie będzie teraz zawodu

Czekać było bowiem warto
Uraczyła nas natura
Nową aurą tak niemarną
Ach, przegapić to jest bzdurą

Drzewa pierwsze pąki mają
Efektownie kwitną kwiaty
Słońca promienie padają
Zieleń. Tęskno było za tym

Ławki też się zapełniły
Albowiem w parkach spacery
Wiatr przynosi podmuch miły
I już ptaki przyfrunęły

Otóż w kalendarzu wiosna
Się przebudziła przyroda
Naturalnie sprawa prosta
Aby w domu siedzieć: szkoda


Kocie zabawy

Kiedy w końcu noc zapada
Oczy świecą wśród ciemności
Czy tu wskoczyć nam wypada?
I czy nie będą się złościć?

Ale śpią przecież już twardo
Ganiać można bez obawy
Oni później to ogarną
Nie popsuje nic zabawy

I biegają koty żwawo
Trochę czasem przesadzając
Wazon któryś zrzucił? Brawo
Ależ one rozrabiają

Tylko kiedy dzień nadchodzi
Rankiem kładą się zmęczone
Wyspać się też nie zaszkodzi
A te straty? To nie one


Nowy rok

Nastąpił koniec starego roku
A więc czas już na podsumowania
Sukces, porażka – tak krok po kroku
Znajdujesz chwile do oceniania

Emocje budzą, bo przecież znowu
Na nowo wszystko analizujesz
Obraz ich widzisz, szukasz sposobu
Warto coś zrobić, tak przecież czujesz

Oto ten moment, nastaną zmiany
Rok mamy nowy, czas idealny
Okrągła data, termin tak znany
Czekać nie trzeba: postanawiajmy

Zdrowiej żyć oraz mieć więcej czasu
Nie siedzieć ciągle nad głupotami
Emocje trudne tłumić zawczasu
Pouczyć czegoś się też czasami

Obejrzeć filmy, książki przeczytać
Schudnąć też może dobrze by było
Też u przyjaciół częściej zawitać
A również miłym być albo miłą

Nagle pokaźna lista powstała
Obietnic mnóstwo, ale co z nimi
Warto dotrzymać, w tym trudność cała
Idealnie się zmierzyć z wszystkimi

Efekty będą? Powiedzieć trudno
Nowa cyferka sama nic nie da
I przecież co dzień, choć bywa trudno
Aby to wyszło się starać trzeba


Wigilia

Razem się zbierzmy wszyscy przy stole
Odłóżmy na bok spory wszelakie
Dzielmy opłatek w rodzinnym kole
Zdrowia i szczęścia: życzenia takie

I kiedy gwiazdka błyśnie na niebie
Na tę kolację wspólnie siadajmy
Na co dzień w biegu, dziś w tej potrzebie
Aby świat zwolnił tak się spotkajmy

Kolędy dźwięki gdzieś tam brzdąkają
One znajome od lat tak wielu
Liczne wspomnienia nam przywracają
A może grają właśnie w tym celu

Czas więc rozpocząć: na stole śledzie
Jest ten z cebulką, jest zawijany
A po nich barszczyk podany będzie
W nim uszka zgrabne roboty mamy

I jeszcze karp jest, wraz z ziemniakami
Gwarne mu towarzyszą rozmowy
Idealnie dziś dzień ten spędzamy
Lubimy moment ten wyjątkowy

I gdy się wszyscy sobą zajęli
Jakby dzwoneczek zabrzmiał w oddali
Nagle prezentów worek ujrzeli
Ach, i Mikołaj był chwilę z nami


Mikołajki

Mamy dziś wielkie przygotowania
I warto o nich zawsze pamiętać
Każdy szykuje wedle uznania
Obuwie swoje niczym na święta

Ładnie być musi wypastowane
Albowiem w nocy gość będzie chodził
Jeszcze ominie te niezadbane
Kiepsko by było sobie zaszkodzić

Oto już wieczór, w drzwiach buty stoją
Wtem noc zapada, lecz spanie trudne
Emocji wiele, śnić nie pozwolą
Poczekać trzeba, co bywa żmudne

Otóż czy przyjdzie, czy nas ominie?
Dzisiaj wieczorem, czy bardziej rankiem?
Albo czy adres nasz mu nie zginie?
Renifer tutaj dociągnie sanki?

Umie bez śniegu jeździć w ogóle?
No a jak okno sobie otworzy?
Krążą pytania w każdym szczególe
I nagle wszystkich sen twardy zmorzył

Wtem cichy szelest – lecz nikt nie wstaje
Brzdęk lekki dzwonka – też pominięty
Umknęło wszystkim, tak mi się zdaje
Coś w buty wrzucił Mikołaj święty

Idealnie jest cicho do rana
Ewidentnie wszystko w tajemnicy
Siódma wybiła, więc koniec spania
Cieszyć się będą dziś domownicy

Hałas się rozległ niespotykany
Otóż prezenty właśnie odkryte
Wrzucił je gość ten niespodziewany
A wszystko piękne i znakomite

No więc czekajmy wszyscy poranka
Efektem może być niespodzianka


Powered by WordPress & Theme by Anders Norén